Zamknęła oczy i... kompletnie zamarła.
Zdała sobie sprawę, że nie uda im się już uciec, gdyż poza długim korytarzem
zakończonym stromymi schodami, którymi podążali nie było żadnego innego
przejścia. Pochodnia wypadła jej z rąk. Maciej i Rychu z Klanu widzieli bezradność
w oczach Martynki. Ich serca biły coraz szybciej, lecz nadal byli pełni nadziei
na jakąkolwiek inicjatywę ze strony dziewczyny. Po dosłownie paru głębszych
wdechach cicho i dyskretnie szepnęła w stronę chłopców:
- Moja prawa kieszeń!
Trzymam w niej sierść od Lamy, sprawi, że staniemy się niewidzialni, wtedy
wprawimy elfy i Gary'ego w zakłopotanie!
Bez chwili zawahania jeden z chłopców
sięgnął ręką wprost do kieszeni Martynki i w ułamku sekundy obrzucił całą
trójkę przyjaciół niewidzialną sierścią, siejąc wielkie zamieszanie, po czym
nagle zniknęli. Nikt nie wiedział, co się dzieje, co się z nimi stało, przecież
mieli być schwytani przez zgraję elfów z Garym na czele. Rozwścieczony Gary
krzyknął:
- Gdzie oni do diaska są?
Gdzie ich wcięło? Nie mogli tak bezczynnie zniknąć!
Był tak zły, że zaczął ich
szukać na własną rękę, nie prosząc o to nikogo innego, gdyż najwidoczniej
chciał rozprawić się sam z uciekinierami.
Niewidzialni przyjaciele na poczekaniu
musieli wymyśleć plan ucieczki. Wyminęli elfy i dyskretnie wymknęli się przez
lekko uchylone okno na końcu wielkiej sali. Byli bardzo zaniepokojeni, gdyż
teraz wiedzieli, że Gary im na bank nie odpuści, lecz za wszelką cenę zechce
ich odnaleźć. Chcąc uciec jak najdalej, kompletnie pomylili drogę. Zastali
zarośnięte krzakami i chwastami rozwidlenie dróg. Nie wiedząc, którą ścieżkę
wybrać, gdyż obie były tak bardzo zarośnięte, że nie mogli stwierdzić, dokąd
one prowadzą, zasugerowali się zachodzącym słońcem, w stronę którego się udali.
Magiczna sierść traciła swe właściwości i powoli stawali się całkowicie
widzialni. Wiedzieli, że muszą się pospieszyć, aby nikt ich nie dostrzegł. Po
około 5 milach trafili nad piękne turkusowe jezioro, w którym odbijał się blask
ukrywającego się właśnie słońca. Za wielką wierzbą na małym wzniesieniu kryła
się mała chatka. Ciekawość Macieja i Rycha z Klanu nie znała granic, więc
poszli w jej stronę i zapukali do drzwi. Słyszeli kroki zmierzające w ich
stronę, odzyskali nadzieję, że spotkają osobę, która zdoła im pomóc. Nie mylili
się. Okazało się, że ową chatkę zamieszkuje mistrz Hojtan, dokładnie ten sam,
który uczył Martynkę sztukę walki i samoobrony. Jako że jest on niesamowicie
towarzyską osobą, zdecydował zaprosić ich do swych skromnych progów:
- Zapraszam do mnie! Będzie
mi bardzo miło, gdy wejdziecie - zaproponował wesoło przybyszom.
Goście byli zachwyceni ilością nagród i
odznaczeń, które zajmowały dosłownie całe ściany w salonie. W domu panował
porządek, a w powietrzu unosił się zapach kadzidła. Maciek i Rychu z Klanu
wpadli na pomysł, aby mistrz Hojtan wraz ze swoją uczennicą a zarazem ich
przyjaciółką Martynką zaprezentowali im kilka ciekawych i godnych uwagi
sztuczek. Takie mogą się w danej sytuacji przydać. Maciek nie mógł spuścić oka
z Martynki, był zachwycony jej zdolnościami, a i Rychu niewątpliwie zazdrościł jej
umiejętności. Wieczorem, gdy wszyscy zasiedli przy ognisku i spędzili wspólnie
wesoło czas, Rychu z Klanu musiał skorzystać z toalety, a że ona znajdowała się
na piętrze, mistrz Hojtan zdecydował się go zaprowadzić. Maciek z Martynką
zostali sami, owinięci polarowymi kocami siedzieli na wielkim kamieniu przy żarzącym
się ognisku. Maciek był zachwycony, że został sam na sam z Martynką, w której
po kryjomu się podkochiwał, lecz nikomu tego nie mówił. Zaimponowała mu głównie
swoimi zdolnościami. Czuł się przy niej bezpiecznie, a wiele lat przyjaźni
sprawiało, że mógł niewątpliwie na nią liczyć. Obaj wiedzieli o sobie wszystko
i patrzyli w gwieździste niebo, wypatrując spadających gwiazd. Spokój, który im
towarzyszył, zakłócił szum trawy oraz dźwięk łamiących się kniei.
- Martynko, słyszałaś to? -
zapytał zdenerwowany chłopak.
Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć
swemu towarzyszowi, kiedy to nagle...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz