ROZDZIAŁ IV

        Zamknęła oczy i... kompletnie zamarła. Zdała sobie sprawę, że nie uda im się już uciec, gdyż poza długim korytarzem zakończonym stromymi schodami, którymi podążali nie było żadnego innego przejścia. Pochodnia wypadła jej z rąk. Maciej i Rychu z Klanu widzieli bezradność w oczach Martynki. Ich serca biły coraz szybciej, lecz nadal byli pełni nadziei na jakąkolwiek inicjatywę ze strony dziewczyny. Po dosłownie paru głębszych wdechach cicho i dyskretnie szepnęła w stronę chłopców:
- Moja prawa kieszeń! Trzymam w niej sierść od Lamy, sprawi, że staniemy się niewidzialni, wtedy wprawimy elfy i Gary'ego w zakłopotanie!
       Bez chwili zawahania jeden z chłopców sięgnął ręką wprost do kieszeni Martynki i w ułamku sekundy obrzucił całą trójkę przyjaciół niewidzialną sierścią, siejąc wielkie zamieszanie, po czym nagle zniknęli. Nikt nie wiedział, co się dzieje, co się z nimi stało, przecież mieli być schwytani przez zgraję elfów z Garym na czele. Rozwścieczony Gary krzyknął:
- Gdzie oni do diaska są? Gdzie ich wcięło? Nie mogli tak bezczynnie zniknąć!  
Był tak zły, że zaczął ich szukać na własną rękę, nie prosząc o to nikogo innego, gdyż najwidoczniej chciał rozprawić się sam z uciekinierami.
       Niewidzialni przyjaciele na poczekaniu musieli wymyśleć plan ucieczki. Wyminęli elfy i dyskretnie wymknęli się przez lekko uchylone okno na końcu wielkiej sali. Byli bardzo zaniepokojeni, gdyż teraz wiedzieli, że Gary im na bank nie odpuści, lecz za wszelką cenę zechce ich odnaleźć. Chcąc uciec jak najdalej, kompletnie pomylili drogę. Zastali zarośnięte krzakami i chwastami rozwidlenie dróg. Nie wiedząc, którą ścieżkę wybrać, gdyż obie były tak bardzo zarośnięte, że nie mogli stwierdzić, dokąd one prowadzą, zasugerowali się zachodzącym słońcem, w stronę którego się udali. Magiczna sierść traciła swe właściwości i powoli stawali się całkowicie widzialni. Wiedzieli, że muszą się pospieszyć, aby nikt ich nie dostrzegł. Po około 5 milach trafili nad piękne turkusowe jezioro, w którym odbijał się blask ukrywającego się właśnie słońca. Za wielką wierzbą na małym wzniesieniu kryła się mała chatka. Ciekawość Macieja i Rycha z Klanu nie znała granic, więc poszli w jej stronę i zapukali do drzwi. Słyszeli kroki zmierzające w ich stronę, odzyskali nadzieję, że spotkają osobę, która zdoła im pomóc. Nie mylili się. Okazało się, że ową chatkę zamieszkuje mistrz Hojtan, dokładnie ten sam, który uczył Martynkę sztukę walki i samoobrony. Jako że jest on niesamowicie towarzyską osobą, zdecydował zaprosić ich do swych skromnych progów:
- Zapraszam do mnie! Będzie mi bardzo miło, gdy wejdziecie - zaproponował wesoło przybyszom.
        Goście byli zachwyceni ilością nagród i odznaczeń, które zajmowały dosłownie całe ściany w salonie. W domu panował porządek, a w powietrzu unosił się zapach kadzidła. Maciek i Rychu z Klanu wpadli na pomysł, aby mistrz Hojtan wraz ze swoją uczennicą a zarazem ich przyjaciółką Martynką zaprezentowali im kilka ciekawych i godnych uwagi sztuczek. Takie mogą się w danej sytuacji przydać. Maciek nie mógł spuścić oka z Martynki, był zachwycony jej zdolnościami, a i Rychu niewątpliwie zazdrościł jej umiejętności. Wieczorem, gdy wszyscy zasiedli przy ognisku i spędzili wspólnie wesoło czas, Rychu z Klanu musiał skorzystać z toalety, a że ona znajdowała się na piętrze, mistrz Hojtan zdecydował się go zaprowadzić. Maciek z Martynką zostali sami, owinięci polarowymi kocami siedzieli na wielkim kamieniu przy żarzącym się ognisku. Maciek był zachwycony, że został sam na sam z Martynką, w której po kryjomu się podkochiwał, lecz nikomu tego nie mówił. Zaimponowała mu głównie swoimi zdolnościami. Czuł się przy niej bezpiecznie, a wiele lat przyjaźni sprawiało, że mógł niewątpliwie na nią liczyć. Obaj wiedzieli o sobie wszystko i patrzyli w gwieździste niebo, wypatrując spadających gwiazd. Spokój, który im towarzyszył, zakłócił szum trawy oraz dźwięk łamiących się kniei.
- Martynko, słyszałaś to? - zapytał zdenerwowany chłopak.

       Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć swemu towarzyszowi, kiedy to nagle...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz