I trafił… prosto w drewniane
drzwi będące tuż za dziewczyną. Elf przeklął siarczyście pod nosem, zdając
sobie sprawę, że drugiej szansy na zaskoczenie Martynki już mieć nie
będzie. Serce zamarło Maciejowi i
Rychowi z Klanu, którzy wciąż jeszcze przebywali za kratami lochów. Zdawali
sobie sprawę, że nie są w stanie w tym momencie nikomu pomóc.
- Uważaj Martynka! – krzyknął Maciej nieco
spóźniony, gdyż sztylet już tkwił w drzwiach na wysokości głowy Martynki.
Martynka dostrzegła kątem oka,
jak Kamil zaczął biec w jej stronę. Loch dookoła otoczony był przez ściany z
masywnych kamieni dopasowanych i połączonych spoiwem. Jedyną drogą ucieczki był
korytarz, z którego nadbiegał zdesperowany elf.
- Muszę ją złapać, muszę ją złapać –
powtarzał sobie desperacko w myślach.
Dzieliło ich kilkanaście
kroków. Martynce przebiegła przez głowę szybka myśl, że musi coś zrobić, bo
jeśli Kamil ją pojmie, nikt już nie pomoże jej ani braciom, którzy wciąż stali bezczynnie za
drzwiami lochu. Elf był ledwie widoczny, bo podziemia oświetlały jedynie 3
palące się pochodnie. Były dosyć masywne i ciężkie.
- No to już po nas – wyszeptał zrezygnowany
Rychu z Klanu.
- Martynka, weź sztylet! - krzyknął desperacko Maciej.
Dziewczyna jednak miała
świadomość, że sztylet tkwi zbyt głęboko w drzwiach, by dała radę go wyciągnąć.
Jednak Kamil nie wiedział, że Martynka 2 razy w tygodniu w tajemnicy przed
wszystkimi szkoliła sztukę walki i samoobrony u jednego z mistrzów Horgmordu.
Stanęła w lekkim rozkroku, przesuwając stopę nieco do przodu. Wsłuchiwała się w
bicie swojego serca, by skoncentrować się na zadaniu ciosu. Wiedziała, że
będzie miała tylko jedną szansę.
-
Teraz już mi nie uciekniesz – krzyknął elf, widząc oczyma wyobraźni
nagrodę jaką dostanie od Garego.
Był już na wyciągnięcie ręki,
gdy Martynka wyskoczyła wysoko w górę, odbiła się nogą od rękojeści sztyletu,
który bez problemu wytrzymał jej ciężar głęboko osadzony w drzwiach lochu.
Tkwiąc jeszcze w powietrzu wyciągnęła ciężką pochodnię i obracając się, by
zwiększyć siłę uderzenia, zdzieliła nią Kamila, który padł jak długi, tracąc
przytomność.
- Ale jak, w jaki sposób?! – wykrzyknął
zaskoczony Rychu z Klanu.
- Nie mam pojęcia – przytaknął mu Maciej –
ale chwilowo możemy odetchnąć.
Dziewczyna wciąż stała
nieruchomo, jakby upajając się tą chwilą zwycięstwa. Dookoła nastała cisza, dało
się jedynie słyszeć skwierczenie płonących pochodni.
- Ale jak?... – ponownie zapytał zaskoczony
Rychu z Klanu.
- Widzicie tą żółtą czapeczkę – powiedziała
z dumą – dostałam go od mistrza Hojtama z Horgmordu. Ona zwielokrotnia moją
siłę.
- Od mistrza Hojtama? – powtórzył z
ciekawością Rychu z Klanu.
- Nie mam czasu wam teraz tego tłumaczyć –
odpowiedziała pobieżnie Martynka, zdając sobie sprawę, że to jeszcze nie
koniec, że w zamku wciąż jest wiele podobnych temu pokonanemu elfowi.
Ku zaskoczeniu braci zaczęła majstrować
przy zamku drzwi, które po krótkiej chwili otworzyły się, skrzypiąc
niemiłosiernie.
- Oj Martynka po wszystkim czeka nas długa
rozmowa – powiedział lekko kpiarsko Maciej.
Martynka tylko się
uśmiechnęła, podniosła pochodnię, z którą miałby problem niejeden rosły
mężczyzna, ale żółta czapeczka mistrza Hojtama pozwalała jej poruszać pochodnią
niczym lekkim dmuchawcem. Bracia wciąż nieco oszołomieni całą sytuacją podążyli
za dziewczyną.
Z lochów na górę wiodły
wąskie i strome schody. Martynka stanęła jak wryta. Maciej i Rychu z Klanu
wpadli na nią siłą rozpędu. Przed ich oczyma rozpościerała się wielka sala, a
na jej końcu stał Gary z dziesięcioma rosłymi przybocznymi elfami. Maciej i
Rychu popatrzyli na siebie i na Martynkę. Trzymając pochodnię, nabrała
powietrza, zamknęła oczy i…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz