ROZDZIAŁ III



I trafił… prosto w drewniane drzwi będące tuż za dziewczyną. Elf przeklął siarczyście pod nosem, zdając sobie sprawę, że drugiej szansy na zaskoczenie Martynki już mieć nie będzie.  Serce zamarło Maciejowi i Rychowi z Klanu, którzy wciąż jeszcze przebywali za kratami lochów. Zdawali sobie sprawę, że nie są w stanie w tym momencie nikomu pomóc.
- Uważaj Martynka! – krzyknął Maciej nieco spóźniony, gdyż sztylet już tkwił w drzwiach na wysokości głowy Martynki.
Martynka dostrzegła kątem oka, jak Kamil zaczął biec w jej stronę. Loch dookoła otoczony był przez ściany z masywnych kamieni dopasowanych i połączonych spoiwem. Jedyną drogą ucieczki był korytarz, z którego nadbiegał zdesperowany elf.
- Muszę ją złapać, muszę ją złapać – powtarzał sobie desperacko w myślach.
Dzieliło ich kilkanaście kroków. Martynce przebiegła przez głowę szybka myśl, że musi coś zrobić, bo jeśli Kamil ją pojmie, nikt już nie pomoże jej ani  braciom, którzy wciąż stali bezczynnie za drzwiami lochu. Elf był ledwie widoczny, bo podziemia oświetlały jedynie 3 palące się pochodnie. Były dosyć masywne i ciężkie.
- No to już po nas – wyszeptał zrezygnowany Rychu z Klanu.
- Martynka, weź sztylet!  - krzyknął desperacko Maciej.
Dziewczyna jednak miała świadomość, że sztylet tkwi zbyt głęboko w drzwiach, by dała radę go wyciągnąć. Jednak Kamil nie wiedział, że Martynka 2 razy w tygodniu w tajemnicy przed wszystkimi szkoliła sztukę walki i samoobrony u jednego z mistrzów Horgmordu. Stanęła w lekkim rozkroku, przesuwając stopę nieco do przodu. Wsłuchiwała się w bicie swojego serca, by skoncentrować się na zadaniu ciosu. Wiedziała, że będzie miała tylko jedną szansę.
-  Teraz już mi nie uciekniesz – krzyknął elf, widząc oczyma wyobraźni nagrodę jaką dostanie od Garego.
Był już na wyciągnięcie ręki, gdy Martynka wyskoczyła wysoko w górę, odbiła się nogą od rękojeści sztyletu, który bez problemu wytrzymał jej ciężar głęboko osadzony w drzwiach lochu. Tkwiąc jeszcze w powietrzu wyciągnęła ciężką pochodnię i obracając się, by zwiększyć siłę uderzenia, zdzieliła nią Kamila, który padł jak długi, tracąc przytomność.
- Ale jak, w jaki sposób?! – wykrzyknął zaskoczony Rychu z Klanu.
- Nie mam pojęcia – przytaknął mu Maciej – ale chwilowo możemy odetchnąć.
Dziewczyna wciąż stała nieruchomo, jakby upajając się tą chwilą zwycięstwa. Dookoła nastała cisza, dało się jedynie słyszeć skwierczenie płonących pochodni.
- Ale jak?... – ponownie zapytał zaskoczony Rychu z Klanu.
- Widzicie tą żółtą czapeczkę – powiedziała z dumą – dostałam go od mistrza Hojtama z Horgmordu. Ona zwielokrotnia moją siłę.
- Od mistrza Hojtama? – powtórzył z ciekawością Rychu z Klanu.
- Nie mam czasu wam teraz tego tłumaczyć – odpowiedziała pobieżnie Martynka, zdając sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec, że w zamku wciąż jest wiele podobnych temu pokonanemu elfowi.
Ku zaskoczeniu braci zaczęła majstrować przy zamku drzwi, które po krótkiej chwili otworzyły się, skrzypiąc niemiłosiernie.
- Oj Martynka po wszystkim czeka nas długa rozmowa – powiedział lekko kpiarsko Maciej.
Martynka tylko się uśmiechnęła, podniosła pochodnię, z którą miałby problem niejeden rosły mężczyzna, ale żółta czapeczka mistrza Hojtama pozwalała jej poruszać pochodnią niczym lekkim dmuchawcem. Bracia wciąż nieco oszołomieni całą sytuacją podążyli za dziewczyną.
Z lochów na górę wiodły wąskie i strome schody. Martynka stanęła jak wryta. Maciej i Rychu z Klanu wpadli na nią siłą rozpędu. Przed ich oczyma rozpościerała się wielka sala, a na jej końcu stał Gary z dziesięcioma rosłymi przybocznymi elfami. Maciej i Rychu popatrzyli na siebie i na Martynkę. Trzymając pochodnię, nabrała powietrza, zamknęła oczy i…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz